Długo nie mogłem zasnąć. Cały czas miałem przed oczami obraz mojej Samanthy.
Dalej żyłem przeszłością i nie potrafiłem pogodzić z tym co się stało tamtego dnia.
Spojrzałem na Carmen. Leżała cicho i słodka na porozwalanym mchu.
Grota była mała,więc postanowiłem położyć się koło niej. Gdy położyłem się,spojrzałem na nią jeszcze raz. Była zadziwiająco podobna do mojej Sami. Oczy miały tak samo ciekawskie,odważne i lśniące spojrzenie. Obydwie uwielbiały lilię. Ja również.
Położyłem głowę na łapach i zasnąłem. Nic mi się nie śniło, zresztą to było lepsze niż kolejny sen z Samanthą.
Obudził mnie śpiew drozda. Podniosłem się i zauważyłem,że nie ma koło mnie Carmen.
-Carmen!-krzyknąłem i wybiegłem na zewnątrz
Wilczyca stała przy źródle i piła. Westchnąłem z ulgą i podszedłem do niej.
-Hej!-przywitała się pogodnym głosem
-Witaj!-mruknąłem trochę mniej uprzejmie
-Co co się stało?-zapytała,przyglądając mi się uważnie
-Nic-odparłem bez mocy-Po prostu jestem nie wyspany.
-Co za ciasno było koło mnie!-zaśmiała się
Uśmiechnąłem się,zauważając,że wzięła to jako żart.
-Było w sam raz-powiedział i zacząłem pić
-Rals...-zaczęła-Albo nie!
-Co nie?-zapytałem-O co chodzi?
-Eee już nie ważne-próbowała się wymigać
-No powiedz...
-No dobrze. Czemu położyłeś się koło mnie?
-Bo... Są dwie przyczyny-wyjaśniłem-Pierwsza,że w grocie było mało miejsca,a po drugie przyciągałaś mnie-przełknąłem ślinę i mówiłem dalej-jak Samantha.
<Carmen?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz