czwartek, 31 stycznia 2013
Od Carmen c.d. opowiadania Rals'a
- Chodźmy coś upolować. - zaproponowałam.
- Z miłą chęcią. - odparł Rals - Idziecie z nami?
- Myślę, że chyba wolelibyście być sami... - zauważyła mama.
- Też tak myślę zresztą my już jedliśmy. - odpowiedział tata i przytulił mamę.
Ta zachichotała.
- Ale wy idźcie... Mogę mieć pewność, że będziesz o nią dbał? - spytała.
- Oczywiście, tego możecie być pewni.
- No chodź już! - zaśmiałam się - Chcę jeść.
- No już, już. - powiedział i mnie pocałował.
Pożegnaliśmy się z moim rodzicami i poszliśmy w poszukiwaniu jedzenia.
- To co przekąsimy? Może... Karibu? - zasugerowałam.
- Pewnie, wiesz co dobre. - uśmiechnął się do mnie.
Po pięciu minutach znaleźliśmy stado na polanie.
- To co? Na trzy. Raz...dwa... i trzy! - krzyknęłam i pobiegłam w stronę dorodnego samca.
Rzuciłam się na niego i mocno zacisnęłam pazury na nim, by nie uciekł. Był zaskoczony moim atakiem, bo mnie nawet nie usłyszał. Nie chciałam już go męczyć, więc zacisnęłam swoje kły na jego szyi. Rozejrzałam się. Rals szedł w moją stronę ze swoją zdobyczą.
- Szybki jesteś. - zauważyłam.
- Lata praktyki. Ty też jesteś niezła. - podszedł do mnie i mnie przytulił.
Wzięliśmy się za jedzenie. Po chwili byliśmy najedzeni do syta.
- Chodźmy nad wodospad. - poprosił - Teraz będzie tam pięknie widać księżyc i gwiazdy.
- O tak. Pewnie jest tam wiele świetlików. - zachwyciłam się - No to chodźmy! - zaśmiałam się i pociągnęłam go za łapę.
Nigdy nie byłam taka szczęśliwa!
<Rals? ;*>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz