-Mniam-mlasnąłem,widząc,że Carmen podchodzi do mnie z karibu.-Ładna zdobycz!
-Wiem!
-Oj skromna jesteś!-zaśmiałem się-No dobra,nie gadamy,jemy!
-Co jemy?-zatrzymała mnie-Upoluj swój obiad! Ja się muszę,niestety,nacieszyć tym co mam!
-Niestety?-prychnąłem i poszedłem po jelenia,który był po drugiej stronie polany
-Ale ej-usłyszałem Carmen-To żart,możesz jeść ze mną!
-Haha! Śmieszne!-mruknąłem obrażony
Czułem się okropnie,bo dziwnie to wygląda,że najpierw proponuje mi wspólny posiłek,a
później od niego odgania i zaraz zmienia zdanie,zapraszając.
-Zdecyduj się!-krzyknąłem-Szybko!
-Nie no chodź!-zawołała niepewnie-Jaaa przepraszam-wyjąkała,kiedy podszedłem
-Przyjmuję mała!-zaśmiałem się
Nie wiem dlaczego,udałem ten śmiech. Nigdy nie znałem uczucia udawanego śmiechu.
Lubiłem Carmen,była moją przyjaciółką,ale poza tym nic więcej.
Udawany śmiech? Bardzo mnie to zaskoczyło,ale może ta przed chwilowa sytuacja się do tego
przyczyniła.
-Co jest,czemu nie jesz?-głos Carmen wyrwał mnie ze świata marzeń
-Bo nie jestem głodny-mruknąłem,starając się do niego powrócić
-No weź,jedz!-gderała Carmen-Proszę!
-No dobrze mała! Tylko byś nie gderała!
-Nie gderam i nie jestem mała!-powiedziała
<Carmen?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz