Wylądowałem przy swojej grocie. Byłem wściekły! Nie na Valixy, co to to nie! Byłem wściekły na samego siebie! Zrozumiałem, że jestem kompletnim palantem! Wokół mnie zaczęły walić pioruny. Nie umiałem tego powstrzymać, ani opanować. Wokół zrobiło się tak głośno, że nic nie było słyszeć oprócz grzmotów. Dlatego nie usłyszałem Valixy, która przyszła.
- Jasper? Zrób coś z tymi piorunami! - krzyknęła, lecz ja jej nadal nie słyszałem - Jasper!
Dopiero wtedy dotarły do mnie jej słowa. Odwróciłem się w jej stronę, większość piorunów zniknęło, jednak co pewną chwilę można było pojedyncze usłyszeć.
- Co się stało?! - spytała.
- Zrozumiałem, że jestem strasznym dupkiem! - odpowiedziałem - Zawsze, muszę sprawić ci przykrość, a nigdy tego nie chcę. Chcę dla ciebie jak najlepiej! A wychodzi jak zawsze... Nie wiem co robię źle...
Valixy patrzyła mi głęboko w oczy, jednak nic nie mówiła.
- Zawsze powiem coś, co cię rani. Wiedz, że dla ciebie zrobię wszystko! Dosłownie wszystko! Tylko żebyś była szczęśliwa, a wtedy i moje serce będzie się radować. Nawet wydaje mi się, że jestem już gotowy zostać ojcem. Kocham cię! - wyznałem.
Podszedłem do niej i namiętnie pocałowałem, wydawało mi się, że odwzajemniła pocałunek, jednak nadal nie wiedziałem, czy mi wybaczyła mój wybuch wściekłości.
- Co mam zrobić, żebyś była szczęśliwa?
<Valixy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz