Nie wiedziałam co myśleć. Trochę była wściekła na Ayer'a,że w bił truciznę w gardło mojego ojca.
Z drugiej strony wściekła byłam na ojca,że rzucił się na Ayer'a z zębami.
Westchnęłam. Szliśmy w stronę jaskini. Tata zebrał drużynę. Samsona,który potrafił wyczuć ofiarę z odległości 200 km,Killera szybkiego zabójcę,który nie da sobie wbić trucizny. Mack'a który jak coś przeteleportuje ich do Ayer'a.Kibę,który jak coś oślepi Ayer'a,a oni go zaatakują. Caspiana,jego ojca,który ma taką samą moc jak jego syn oraz Aqusa,który panuje nad niewidzialnością. Wziął też Urru.
Moja matka i Swift wracały ze mną do watahy. Było mi słabo. Nie mogłam wyksztusić z siebie słowa.
W pewnym momencie matka powiedziała,żeby Swift wróciła sama do watahy,bo ona chce coś załatwić. Swift posłusznie się oddaliła. Matka zapytała się mnie:
-Czemu to zrobiłaś?
Nie mogłam nic powiedzieć. Czułam się,jakbym pysk miała związany ciężkim łańcuchem,który nie pozwolił mi dość do słowa.
Zdobyłam się jednak na odwagę.
-Ponieważ...-zaczęłam-Ja go kocham.
-A nas nie?
-Owszem was też,ale Ayer jest wyjątkowy. Sama mi mówiłaś,że każda samica sądzi tak o samcu.
Westchnęła.
-Masz rację,ale czemu ucieczka?
-Bo tata wygnał go z watahy.
-Tylko dlatego,że prawie cię nie zabił.
-A jak Urru zepchnął Swift to też zabroniliście spotykać mu się z nią??
Trafiłam w czuły punkt. Miałam przewagę,matka o tym wiedzieła.
-Przepraszam
-Ja ciebie też-powiedziałam i przytuliłyśmy się.
Ciekawe jak tam Ayer?-pomyślałam-Powodzenia!
<Ayer...??>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz