Biegłam,aż na plażę i znów stałam się wilkiem. Westchnęłam.Spojrzałam się na słońce.
Musiało być po południu.Ayer na pewno zabrał już dzieci na obiad.
Usiadłam i spuściłam głowę. Byłam zżyta z moją rodziną. Jak coś komuś się stało byłam załamana.
Usłyszałam kroki i zobaczyłam Mack'a.
-Hej Blood,co jest?-zapytał i przysiadł się.
-Ech,Whiteout złamał staw skokowy i nie będzie mógł chodzić przez 3 tygodnie!
-O kurde-powiedział-Smutno ci? A gdzie Ayer?
-Tak i nie wiem-mruknęłam.
Potrzebowałam ciepła. Jakby Ayer tu był. Nagle poczułam ciepło i zauważyłam,że Mack mnie przytulił i pocałował.
Słyszałam kiedyś od Samsona,że podobam się Mack'u.
-Dzięki Mack,już mi lepiej-odepchnęłam go urażona
-Przepraszam
-Nie ma za co-warknęłam-Muszę iść.
-Poczekaj!
-Co?-syknęłam
Uśmiechnął się.
-Jednak jest w tobie coś dobrego.
-Ja jestem czystym złem-powiedziałam,ponieważ zawsze tak uważałam.
Matka i ojciec tak też mówili.
-Cześć!-powiedziałam
<Ayer?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz