Po locie przedstawiłem Valixy własne moce. Na początek zacząłem się teleportować.
- Ale to fajne. - zaśmiała się. - Jesteś przede mną, a za chwilę za mną! To przydatne w berku! - No. - przyznałem jej rację - Ok, jak się teraz czujesz? Znaczy jaka jesteś, radosna? - Yyy... no tak. A co? - spytała zdziwiona. - No to zaraz, będziesz smutna. - oznajmiłem jej tajemniczo. Popatrzyła na mnie niepewnie. Zacząłem wyobrażać ją sobie smutną. - Ej... - powiedziała łamiącym się głosem - Zachciało mi się płakać ze smutko. Wiesz wolę być jednak radosna. - popatrzyła na mnie z łzami w oczach. - Ok, już się robi. Tym razem wyobraziłem sobie ją taką jaką była przed chwilą. - I co teraz lepiej? - spytałem. - O tak. Co jeszcze potrafisz? - spytała ciekawskim wzrokiem. - Boisz się piorunów? - Pewnie, że nie. - powiedziała odważnie. - Zaraz się przekonamy. - zaśmiałem się. Nagle w oddali usłyszaliśmy głośny grzmot. Valixy i jej bracia podskoczyli przestraszeni. - O jej! To twoja sprawka? - popatrzyła się na mnie kolejny raz ze zdziwieniem. - Tak... - Jasper! - krzyknęła mama - Nie baw się piorunami. - Dobrze, mamo! - westchnąłem - A ty jakie masz moce, oprócz bezszelestnego stąpania? - Chodź, musimy znaleźć jakieś kwiaty. - zaproponowała z uśmiechem na buzi. Zdziwiło mnie to, ale i tak poszłem za nią. < Valixy? : ) > |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz