Przywlokłam Ayer'a nad mały staw. Obmywałam mu rany z których krew lała się strumieniami.
Nie minęła kilka chwil i ja również byłam w krwi,ale jego.
Nie przeszkadzało mi to,ani trochę. Rozejrzałam się i zauważyłam zioła hamujące utratę krwi.
Przejechałam nimi po ranach Ayer'a. Nie ruszał się. Więcej nie mogłam zrobić. Czułam się winna,że go zostawiłam. Miałam wyrzuty sumienia,że nie powstrzymałam ojca.
Westchnęłam. Nagle poczułam ludzki zapach. Ludzie!
Rozejrzałam się,ale nie było żadnej jaskini w której mogłoby się schować. W pobliżu nie było również wysokich krzaków,żeby chociaż schować za nimi Ayer'a.
Nagle ich zobaczyłam. Byli wysocy,ozbrojeni w karabiny. Przy pasach mieli noże. Cztery na jednego.
-Dla Ayer'a-powiedziałam cicho.Będę walczyć.
Jeden z nich powiedział:
-Ha!Ha! Ej patrzcie jakie dorodne sztuki. Zapolujemy dziś na wilki?
-Ale mieliśmy polować na karibu-zaprzeczył drugi
-Mała zmiana-zaśmiał się trzeci-Mi to pasuje Oliver.
Teraz albo nigdy-pomyślałam
Skoczyłam na tego najmniejszego. Dosłownie paliłam się z wściekłości. Miałam szczęście,że po ojcu dostałam ostre kły. Mój ojciec ja i Swift mieliśmy kły najostrzejsze w całej watasze.
Poczułam jak pozostali próbują odciągnąć mnie od niego,ale na próżno. Rozerwałam mu już gardło. Trup. Wskoczyłam na tego co mnie ciągnął. Trzymał moją głowę,więc pazurami poderżnęłam mu gardło. Kolejny trup. Nagle poczułam przypływ takiej adrenaliny. Byłam w swoim żywiole. Poczułam,że kocham zabijać innych,ale nie wilki. Moje imię oznaczało rozlew krwi. Byłam niepohamowanym mordercą. Skoczyłam na trzeciego,ale musiałam bardziej uważać,bo miał nóż. Splunęłam na niego ogniem.
Niech się jara-pomyślałam
Nagle poczułam,że Ayer odzyskuje przytomność i patrzy się na mnie. Miałam ochotę przerwać tą całą akcję i przytulić go. Ale został mi jeszcze jeden. Pazurami przecięłam mu rękę. Uciekł w las,zostawiając wszystko. Martwych kolegów,broń,amunicję. Wzruszyłam ramionami i podeszłam do Ayer'a,który powiedział:
<Ayer...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz