Prychnęłam i podniosłam się.
Słońce właśnie wschodziło. Postanowiłam usiąść przed grotą i pooglądać wschód słońca.
Długo nie byłam sama,gdyż po chwili siedział koło mnie Blade.
-Jak tam?-zapytał przytulając mnie na dzień dobry
-Jakoś leci...-rzuciłam całując go w jego włochaty policzek
-Wcześnie wstałaś-zauważył
Roześmiałam się i odpowiedziałam:
-No fakt.Przyzwyczajenie.
-Ciekawe od czego?-zapytał podejrzliwie
-Od wczesnego wstawania,by ruszyć na polowanie. A ty dziś polujesz!-przypomniałam mu
Mina mu zrzedła i wstał,przeciągając się.
Lubiłam patrzeć jak robi poranną gimnastykę. Był silny.Był odważny,mądry i zabójczy.
Miał więcej mięśni niż Ayer! Ayer.... To imię tak dawno nie przeszło mi przez łeb.
Długo nie myślałam o prawdziwym ojcu Reicher'a.
Miał teraz swoją własną watahę. Miał spokój ode mnie,a ja miałam spokój od niego.
Pewnie smyrał się teraz z jakąś lalunią,bo był panicz wielce szanownym Alfą.
Ha! Debil,idiota,palant! Coś jeszcze? Może jeszcze więcej.
Z Bladem było sto razy lepiej. Mieliśmy więcej czasu dla siebie. Kochał mnie na prawdę,a ja kochałam jego na prawdę.
-Mamo...-te słowa sprawiły,że powróciłam na ziemię.
<Blade?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz